Regulamin zabijania

Cunningham zaczęła pracę, gdy kurz już opadł, a Brandon skończył zaocznie szkołę za murami zakładu poprawczego (do więzienia został przeniesiony po osiągnięciu pełnoletniości). W filmie
Dzień jak co dzień w Ameryce: ścięty "na zapałkę" czternastolatek, Brandon McInerney, wstaje z krzesła w trakcie lekcji informatyki i oddaje dwa strzały z rewolweru do swojego kolegi z klasy, piętnastoletniego Larry’ego Kinga. Wcześniej King paradował przed nim obwieszony biżuterią, w pełnym makijażu i na wysokich obcasach. Wyznał mu też miłość i nazwał go swoją "walentynką". Miarka się przebrała.    

Sprawa, która rozpoczyna się jak powtórka z Columbine i doprowadza do ogólnonarodowej debaty na temat powszechnego dostępu do broni, roli szkoły w emocjonalnej edukacji oraz postępującej homofobii, szybko staje się katalizatorem społecznego obłędu. Po pierwszych żałobnych przemarszach, publicznych świadectwach wsparcia dla bliskich Kinga i płomiennych tyradach Oprah Winfrey do akcji wkraczają prawnicy i aktywiści opętani misją "usystematyzowania faktów". Pragną, by Brandon był sądzony jak nieletni, zrzucają całą winę na patologiczną rodzinę, atakują system edukacji. Chcą dobrze, ale wychodzi jak zawsze: dla ławników poszukiwanie seksualnej tożsamości staje się naraz "historią zachowań dewiacyjnych", na przegubach oświatowców pojawiają się opaski z imieniem Brandona, z kolei obrończyni chłopaka zalewa się łzami i wyznaje mordercy miłość. Wszystkiemu zaś przygląda się eksaktorka i debiutująca dokumentalistka Marta Cunningham. Jeśli z jakiegoś powodu artystka nie odłoży kamery do pawlacza, to wrażliwości, talentu i formalnej wirtuozerii będą jej wkrótce zazdrościć tuzy kina faktu.         

Cunningham zaczęła pracę, gdy kurz już opadł, a Brandon skończył zaocznie szkołę za murami zakładu poprawczego (do więzienia został przeniesiony po osiągnięciu pełnoletniości). W filmie przyjmuje pozycję bezstronnej obserwatorki: uważnie rozdziela racje i czas ekranowy, nie ocenia reprezentantów poszczególnych obozów, przygląda się z czułością zarówno straumatyzowanym braciom Brandona, jak i pogrążonym w żałobie przyjaciołom Larry’ego. Zamyka całą opowieść w ramach przemyślanej i precyzyjnej formy. Lukrowane popowe kawałki kontrapunktują dramatyczną historię, gadające głowy zmiksowane są z eseistycznymi sekwencjami i komentarzem z offu, zbudowane na nagłych kontrastach planów sceny zbiorowe mają w sobie nastrój elegijnej poezji. Reżyserka potrafi jednym ujęciem czy fragmentem dialogu wyznaczyć emocjonalną trajektorię sceny lub scharakteryzować wprowadzaną na ekran postać. Konstruuje nienachlane metafory, z uwagą stosuje elipsy i skróty narracyjne. Film jest elegancki i wyrafinowany, a twórczyni szanuje inteligencję widza i nie ma nogi przyrośniętej do pedału gazu.

Cunningham stoi na pasie ziemi niczyjej bardzo długo, lecz największą wartością jej filmu są "pęknięcia" w gładkiej, narracyjnej tkance. Widać przez nie wewnętrzny konflikt artystki walczącej o zachowanie bezstronności. Podskórne emocje wychodzą w końcu na wierzch na etapie montażu, a stanowisko Cunningham staje się klarowne – w końcu nie bez przyczyny puentuje ona zbiorową histerię wokół Brandona przejmującymi świadectwami na temat Larry'ego. Najmocniejsze słowa padają z ust przydzielonego do sprawy funkcjonariusza z wydziału zabójstw. Bezradny mężczyzna rozkłada ręce: "Człowiek przyniósł do szkoły pistolet, by zabić. Z premedytacją strzelił dwa razy do innego człowieka. Tutaj nie ma nic do dodania". I w zasadzie cały film zostaje zaklęty w tym jednym prostym pytaniu: jeśli to nie jest zbrodnia z nienawiści, to co nią jest?  
1 10
Moja ocena:
8
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones